niedziela, 1 lipca 2012

Przebudzona - P.C. Cast i Kristin Cast



"Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek musi dokonywać wyboru." - Mahatma Gandhi.

Te słowa wspaniale opisują całe przesłanie książki, która pokazuje zmagania ze złem i ukazuje, że wstąpienie na ścieżkę dobra nie jest wcale łatwe.

Mimo, że rok szkolny się już skończył, dalej mam dużo obowiązków i mało czasu na czytanie. Nie będę narzekać, bo inni mają więcej na głowie i jakoś żyją. :) Zabieram się już długo do czytania "Oksy Pollock", ale idzie mi to opornie. Właśnie wczoraj nasza ukochana Poczta Polska dostarczyła mi "Przebudzoną". Nie lubię czytać wielu książek jednocześnie, więc chciałam skończyć najpierw Oksę, ale nie wytrzymałam. W jeden dzień pochłonęłam VIII tom przygód Zoey i jej przyjaciół. Ale nie martwcie się wy, którzy nienawidzicie tej serii, bo czytanie wyżej wspomnianej książki jest coraz przyjemniejsze - pomimo nudnego (jak dla mnie) początku, tytułowa Oksa Pollock zaczyna się rozkręcać i coraz bardziej mnie wciąga. Niedługo powinna pojawić się recenzja. Pozostaje mi jeszcze "Nad Niemnem", którą to książkę dostałam jako nagrodę, ale nie mam ochoty na jej czytanie. 





Tytuł: Przebudzona
Tytuł oryginału: Awakened
Autorki: P.C. Cast i Kristin Cast
Liczba stron: 308
Wydawnictwo: Książnica
Cena: ok. 28 zł (na książce widnieje 29,90 zł)
Seria: Dom Nocy (część 8)
Rok wydania: 2012



Wiem, że czytając tą recenzję niektórzy pomyślą sobie, że ta dziewczyna jest dziwna (w sumie... troszeczkę może jestem), bo jedyne dwie recenzję książek na moim blogu poświęcone są właśnie tej serii. Nie jestem jej wielką fanką, choć muszę przyznać - ma w sobie coś, co mnie wciągnęło. Jedni tej książki (właściwie całej serii) nienawidzą, a inni ją uwielbiają. Ja jestem raczej nią zauroczona. Chociaż trudno rozróżnić miłość od zauroczenia, jestem przekonana, że w moim przypadku chodzi o to drugie. 


Trochę o treści. Tym razem zacytuję opis, który według mnie jest dość trafny (nawet jeśli ktoś nie doczytał "Spalonej" to chyba każdy był pewien, że Zoey powróci do świata żywych).

Zoey wróciła z Zaświatów, by przejąć należną jej rolę najwyższej kapłanki Domu Nocy. Powrót dziewczyny cieszy jej przyjaciół, którzy jednak niepokoją się, czy po stracie Heatha Zoey poradzi sobie z rzeczywistością. Pojawia się także obawa, czy jej związek z atrakcyjnym wojownikiem Starkiem okaże się pocieszeniem.
Tymczasem dla Stevie Rae związek z Rephaimem, Krukiem Prześmiewcą, staje się coraz istotniejszy. Wiąże ich tajemnicze i potężne Skojarzenie. Domowi Nocy wciąż zagraża niebezpieczeństwo ze strony Kalony i Neferet, będącej coraz bliżej osiągnięcia nieśmiertelności. 

Neferet czyni coraz to okrutniejsze zbrodnie, a wszystko uchodzi jej bezkarnie. Wampiry, mimo, że podejrzewają, iż nie stoi ona już po stronie dobra boją się stawić jej czoła, a przynajmniej większość z nich.

"- Jakie szanse ma jeden wampir w walce z Neferet? Najwyższa Rada przywróciła jej stanowisko i stoi za nią murem.
- Jeden wampir nie ma wielkich szans, ale cała ich gromada owszem.
- Banda dzieciaków z kilkoma wampirami na dokładkę przeciwko potężnej kapłance i Najwyższej Radzie? To szaleństwo.
- Nie. Szaleństwem jest chowanie głowy w piasek i godzenie się na zwycięstwo zła. [...]"

sobota, 16 czerwca 2012

Nietykalni - recenzja filmu


Tytuł: Nietykalni
Tytuł oryginału: Intouchables
Produkcja: Francja
Czas trwania: 1godz. 52min.
Premiera: 13 kwietnia 2012 (Polska), 23 września 2011 (świat)
Gatunek: Komedia, Dramat (nie lubię tego gatunku)
Scenariusz i reżyseria: Olivier Nakache, Eric Toledano



Ostatnim często słyszalnym przeze mnie w szkole tytułem filmu, był komedio - dramat "Nietykalni". Byłam nastawiona sceptycznie, myślałam, że to następna pusta historia, która ma grać na uczuciach widza. Myliłam się, do czego z radością mogę się przyznać.



Na początku trochę o treści -  Driss żyje na marginesie społecznym, nie pracuje, utrzymuje się z zasiłku. Aby uzyskać prawo do zasiłku musi przedłożyć urzędowi świadectwa od pracodawców, którzy go nie zatrudnili. Udaje się więc do sparaliżowanego milionera, Philippa z nadzieją, że ten szybko podpisze "papierek". Jednak tym razem na Drissa czeka niespodzianka - pomimo braku referencji, doświadczenia i wykształcenia dostaje propozycję opieki nad Philippem. To daje początek wspaniałej przyjaźni. Philippe w końcu spotyka kogoś, kto nie lituje się nad nim, znów czuje się jak "normalny" człowiek. Trzeba dodać, że ta historia wydarzyła się naprawdę. 




Proszę państwa rozpoczynamy walkę! Z jednej strony stoi wyluzowany Driss (Omar Sy), który nie lęka się niczego, mieszka w biednej dzielnicy i jedyne o czym marzy to osobna łazienka, a z drugiej Philippe (Francois Cluzet) - arystokrata, wielbiciel sztuki i muzyki klasycznej. Osoby zupełnie z innej bajki? Tak, to prawda, jednak film ukazuje, że ludzie z dwóch skrajnie różnych światów mogą się nawzajem uzupełniać, pomóc sobie i zwyczajnie zaprzyjaźnić. Nie musi się tu toczyć bezwzględna walka na ringu, więc proszę państwa (niezmiernie mi przykro) przerywamy walkę i zapraszamy na herbatkę! Do tego właśnie nawołuje cały 112 minutowy seans. Film odniósł ogromy sukces we Francji, ale i na świecie. W czym leży tajemnica jego sukcesu, co w nim oczarowuje widza? Chciałoby się na to pytanie szukać odpowiedzi w nieskończoność, wchodzić coraz głębiej i doszukiwać się jakiś zaskakujących faktów. Pytanie brzmi - po co? Jest to film, którego największymi zaletami są prostolinijność i przedstawianie rzeczywistości bez zbędnych urozmaiceń - taką jaka jest. Wiadomo kiedy mamy się śmiać, a kiedy w tonie jest uronić łzę, ale co najlepsze - nie jest to wymuszone, film faktycznie wywołuje w nas takie uczucia. Gwarantuję, że sami parskniecie śmiechem, kiedy Driss opowie jeden ze swoich "świetnych" kawałów, ale przygotujcie także chusteczki, bo będą wam potrzebne. Dzieło (użyję tego słowa, choć może jest nieco przesadzone) porusza temat niebezpieczny, szczególnie w czasach, gdy przepaść między  bogatymi, a biednymi staje się coraz większa. Jego szczerość wprost urzeka, nie ma tu mowy o manipulacji, czy jakiejkolwiek chłodnej kalkulacji. On pokazuje po prostu to, że wszyscy ludzie są jednakowo ważni i niezależnie od majątku czy pochodzenia, naprawdę tacy sami. Temat niby poruszany wielokrotnie, zużyty, jednak trzeba o tym mówić dalej, bo często się o tym zapomina, szczególnie, gdy przed oczyma majaczy nam torba pełna pieniędzy. Taka jest smutna rzeczywistość. 

Trzeba tu także wspomnieć o świetnej grze aktorów, szczególnie Omara Sy, który za swoją rolę dostał Cezara. Film przyciąga uwagę i nie pozwala się oderwać od ekranu (zresztą w kinie o to trudno). Warto czasem spojrzeć na rzeczywistość nas otaczającą z troszkę innej perspektywy, a nawet wziąć przykład z Philippe, który się nie poddał i potrafił cieszyć życiem pomimo kalectwa. Dodatkowo wzrusza, zadziwia (zależnie od widza) to, że film jest oparty na historii, która się kiedyś zdarzyła. Na usta ciśnie się tylko - piękne...

Podsumowując - choć od początku wiadomo, jak historia się potoczy to warto podążać wraz z dwójką (można ich tak nazwać :) ) kompanów, zobaczyć ich przygody, które, tak naprawdę, mogą także nas spotkać. 
Czasami może warto odłożyć kalkulacje oraz oceny na bok i po prostu cieszyć się filmem. I tą sentencją, która nie odnosi się tylko do filmów, ale i życia zakończę moją recenzję. :) 






Moja ocena: 7+/10





piątek, 15 czerwca 2012

Euroszał trwa


Na wstępie znów troszkę "poprzynudzam". Oceny w szkole już prawie wystawione, szykuje się niezła średnia. :) Dziś odpuściłam sobie szkołę, bo kiepsko się czułam. Nie narzekam na siedzenie w domu, wręcz przeciwnie. Jednak pomyślałam sobie jak będą wyglądać moje wakacje... Zero planów, a nie zapowiada się na jakieś szalone przygody (bo chęci są, ale mało pieniędzy do realizacji), więc pewnie spędzę je z dobrą książką (no, nie jedną) przy kominku. Trochę ruchu także nie zaszkodzi. Mam nadzieję, że będę chodzić na basen co najmniej 3 razy w tygodniu. Zastanawiam się również nad wyjazdem do Albani. Wykład, który ostatnio widziałam otworzył mi trochę oczy i zrozumiałam, że to wcale nie jest kraj, do którego przyjeżdża się, by już nigdy nie wrócić. Piękne krajobrazy i przyjaźni ludzie to chyba nic złego? Stereotypy są dla tego kraju bardzo krzywdzące, a wielu ludzi nie wie nawet o jego istnieniu. A szkoda... Ceny są bardzo niskie, więc może uda się wyjechać. Ale zmieńmy temat (wiem, możecie odetchnąć z ulgą). 
W szkole (jak i wszędzie) czuć szał Euro. Wszyscy rozmawiają tylko o meczach i szansach polaków na wyjście z grupy (oczywiście, że wyjdą). Zdziwiło mnie tylko to, że pomimo, iż w mojej klasie wszystkie dziewczyny oglądają mecze to żadna nie wie co to spalony. Nawet nauczycielki nie mają pojęcia na czym owa "czarna magia" polega. Mnie to bardzo dziwi, choćby dlatego, że przecież nie ma w tym nic do rozumienia czy zbytniego wyjaśniania. :) Ale zostawiając wszystkie spalone, chcę wspomnieć, że szał Euro wciągnął mnie w 100%. Jeszcze nie przepuściłam ani jednego meczu, taka ze mnie piłkoholiczka. Przykro mi, ale posmęcę więc o Euro jeszcze trochę. Chcę wspomnieć o świetnej organizacji mistrzostw i o kibicach z całego świata, którzy "pałętają" się niemal wszędzie. Ale to "pałętanie się" jest jak najbardziej pozytywne i mam nadzieję, że zostaną w Polsce na dłużej. Przyjechało tu wielu wspaniałych ludzi, a atmosfera jest... cudowna. Nic dodać nic ująć. Przy okazji tak dużego święta zainteresowałam się także dokonaniami biało - czerwonych i przeszłością piłki nożnej w naszym kraju. Można się dowiedzieć naprawdę dużo wartościowych rzeczy, jeśli się trochę poszpera w internecie. Wracając do meczu z Czechami... Nasza trójka z Dortmundu spisuje się naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że "Lewy", albo Kuba strzelą gole w meczu. Musimy go wygrać. Tym razem nie gramy meczu o honor i miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli śpiewać "Nic się nie stało...", nie tym razem. Dodam jeszcze, że nasi piłkarze są naprawdę zabawni i bardzo ich lubię. Warto oglądnąć dopingtv.pl, by się o tym przekonać. Wiem, że przeskakuje z tematu na temat, niczym pszczółka Maja, ale taka już jestem. :) Kiedy słyszę hymn i widzę ich wszystkich to łzy same napływają mi do oczu. Oglądałam mecz naszych z Rosją. Po pierwszej bramce starałam się wierzyć, ale podświadomie myślałam, że już koniec. Nie mogłam usiedzieć na miejscu, myślałam, że już nie wytrzymam psychicznie. :) Tymczasem Kuba strzelił bramkę. Dali radę! Szkoda, że nie wygrali, bo było ich na to stać, ale i tak jestem dumna z biało - czerwonych. Cudownie było zobaczyć jak Błaszczykowski całuje orła na koszulce. Polecam także obejrzenie relacji Zimocha i jego euforii po strzeleniu gola przez Lewandowskiego w meczu z Grecją i Kuby z Rosją. Ciarki autentycznie przechodzą po ciele, a policzki nagle nie wiadomo skąd robią się mokre... :) Tak to jest być Polką, ale jestem z tego dumna. Mamy najlepszych (obok Irlandczyków) kibiców na świecie! Ehh... chciałoby się jeszcze coś powiedzieć, ale tyle emocji rozsadza moją głowę, tak wiele się naczytałam o naszej kadrze przez ostatnie dni, że spisałabym chyba z kilkanaście stron. Zresztą, nie każdy lubi piłkę nożną, więc nie będę przynudzać. Z innej beczki - wspomnę tylko jeszcze o naszych siatkarzach, którzy fenomenalnie wygrali z Finlandią. 



Jeśli chodzi o recenzję to mam zastój w czytaniu spowodowany nadmierną ilością przygotowań do zakończenia drugiej klasy. Mówiąc prościej - nauczyciele zamęczyli nas sprawdzianami, a do tego byłam zajęta poprawianiem jakiś zaległości. Wszystko naraz wali się na głowę i co masz począć? Jutro napiszę recenzję filmu, a mianowicie "Nietykalnych". Jeśli ktoś nie oglądał to warto nadrobić zaległości. Zaczęłam również czytać książkę "Oksa Pollock", zobaczymy ile zajmie mi jej "pochłonięcie". Zważywszy, że szkoła nadal trwa, recenzja może jeszcze długo się nie ukazać. 

Na koniec typuję wynik. Taki najbezpieczniejszy - 2:1 dla Polski. 

Ps. Bardzo podoba mi się logo Euro 2012. Nie wiem jak wam. :)

piątek, 8 czerwca 2012

"Spalona" - P.C. Cast i Kristin Cast


Na wstępie chcę przeprosić za to, że tak późno dodaję moją opinię. Chciałam zrobić prawdziwe "Wejście smoka", a wyszło "Wejście motylka", choć sami musicie przyznać, że motyle są przyjemniejsze od smoków (nie twierdzę przy tym, że miałam z tymi drugimi do czynienia). Mam ponury nastrój, bo nasi ukochani biało - czerwoni tylko zremisowali. O ile się orientuję, nie jest to blog o tematyce piłkarskiej, więc tym wstępem zakończę moją sportową fantazję.  

Tytuł: Spalona
Tytuł oryginału: Burned
Autorki: P.C. Cast i Kristin Cast
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Książnica
Cena: ok. 27zł (na allegro.pl można znaleźć taniej)
Seria: Dom Nocy
Rok wydania: 2010


Jestem dzień po przeczytaniu "Spalonej" i dalej nie mogę otrząsnąć się z uczuć, które we mnie wzbudziła. Właściwie powinnam zacząć recenzje serii od części pierwszej, krok po kroku dochodząc do "Spalonej", ale czuję, że muszę o niej napisać właśnie teraz. Tak po prostu.
Jest to 7 część serii "Dom Nocy". Jeśli ktoś nie śledził przygód Zoey od początku (czyli od "Naznaczonej"), może się pogubić w zagmatwanym i tajemniczym świecie (może należy powiedzieć "światach"), który tworzą autorki. Szczególnie, że akcja bardzo się rozwinęła. 

Tym razem Zoey staje na rozdrożu. Jest całkowicie rozbita i to w sencie dosłownym. Przebywając w Zaświatach traci cząstki siebie i zamienia się Caoinic Shi’ - istotę żyjącą pomiędzy krainą życia i śmierci, nie posiadającą własnej duszy.

 "- Przepraszam... przepraszam... - wymamrotała i zaczęła go okrążać. - Powiedziały mi, że nie jesteś tu szczęśliwy, bo za wcześnie umarłeś. [...]

- Kto ci powiedział?
Ruchem ręki wskazała cały gaj.
- Takie jak ja. [...]
- Kochanie, nie pamiętasz, że o nich rozmawialiśmy? To fragmenty
ciebie. Dlatego czujesz się teraz taka otumaniona. Gdy znowu się do ciebie
odezwą, musisz je poprosić, żeby do ciebie wróciły. Wtedy będzie znacznie lepiej. [...]
- Nie mogę, Heath. To trwa już zbyt długo. Nie pamiętam tylu rzeczy, nie
potrafię się skupić. Jedyne, co wiem na pewno, to że na to zasłużyłam."




Zoey nie może odnaleźć spokoju, brakuje jej przyjaciół, ale jednocześnie czuje, że wszystko się rozpada, a ona tylko dalej brnie w ciemność. Nie wierzy, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy swój dawny świat. Czuje się winna śmierci Heatha i postanawia przy nim pozostać w Zaświatach - Krainie Nyks. Afrodyta jednak doznaje wizji, która pokazuje zagładę ówczesnego świata. Czy da się go jeszcze uratować? Czy powrót Zoey coś zmieni? Jedyną osobą, która może sprowadzić ją z powrotem i odpowiedzieć na te pytania jest Stark - jej wojownik. Pozostaje mu siedem dni, by odnaleźć drogę do swojej kapłanki...

"Na odległym horyzoncie za nimi Afrodyta dostrzegła coś, co w pierwszej
chwili uznała za jaskrawe słońce, lecz zmrużywszy oczy, zorientowała się, że to
olbrzymi biały byk wspinający się na ciało zarżniętego czarnego, który nie
zdołał ocalić resztek tego, co niegdyś było współczesnym światem."

Drugą bardzo ważną bohaterką tej części jest Stevie Rae. Przez swoje szczególne Skojarzenie odczuwa silną więź z Rephaimem. Próbuje siebie przekonać, że wcale tego nie chciała, ale czy na pewno? Już niczego nie jest pewna. Groźni czerwoni adepci, Kruk Prześmiewca; który staje się jej zaskakująco bliski, jego ojciec; który powoduje śmierć (choć nie całkowitą) jej najlepszej przyjaciółki, tajemnice, ciemność; która pokazuje swoje najgorsze oblicze... Wszystko wali się jej na głowę, do tego Stevie niszczy swoje ulubione kowbojskie spodnie. Czy może spotkać ją jeszcze coś gorszego? Tylko ziemia daje jej moc, by dalej stawiać czoła przeciwnościom losu i pomóc Zoey wrócić na ten świat. Nie chcę za dużo zdradzać, dlatego zakończę tutaj. :) 

"Oczy jej się jednak zamknęły, a wspomnienie ciemności i tego, czego od
niej zaznała, powróciło. Walcząc z nieubłaganym znużeniem pośrodku
przerażającego kręgu, Stevie Rae znów usłyszała jego głos: „Przybyłem tu, bo
ona tu jest, a ona należy do mnie”. [...] Nim zapadła w głęboki sen bez koszmarów, pomyślała o pięknym czarnym byku i o zapłacie, którą na niej wymógł, i po raz kolejny usłyszała
słowa Rephaima: „Przybyłem tu, bo ona tu jest, a ona należy do mnie”.
Jej ostatnią świadomą myślą było pytanie, czy Rephaim kiedykolwiek się
dowie, jak ironicznie prawdziwe dla nich obojga stały się nagle jego słowa..."


Szczerze powiedziawszy książka poruszyła mnie... nawet bardzo. Pomimo, że przygody Zoey bynajmniej nie stały się nudne to liczyłam na lekkie przyśpieszenie akcji, na rozwiązanie. Zamiast wyjaśnień pojawia się coraz więcej pytań. Ale taki urok tej serii, po przeczytaniu jednej książki mam nieodpartą ochotę sięgnąć po następną, by w końcu dojść do rozwikłania zagadki. Niestety nie posiadam "Przebudzonej", więc muszę na razie obejść się smakiem. :) Wracając do akcji... Bardzo ucieszyło mnie to, że motyw Zoey, której głównym problemem (według mnie nawet sprawy Domu Nocy, czy świata schodziły na drugi plan, ustępując miejsca rozterką miłosnym) jest wybór faceta, nie pojawił się w tym tomie. Oczywiście nie obyło się bez wzmianek (no dobrze, trochę więcej niż wzmianek) o miłości do Zoey oraz jej miłości do Starka i Heatha, jednak tym razem nie było to frustrujące, przeciwnie - nadawało książce jeszcze lepszy klimat. 

Muszę przyznać, że nie przepadam za Zoey, ale za to pokochałam Stevie Rae, dzięki tej części (więcej o bohaterach będzie niedługo w osobnej zakładce). To, że nie uciekła od Rephaima, a w "potworze" coś drgnęło pokazuje najdobitniej, że każdy ma w sobie choćby cień dobra. To niby dobrze oklepany temat, ale to co autorki pokazały w "Spalonej" było... niezwykłe. Zderzenie dwóch światów, które pomimo różnic mogą się tak bardzo przyciągać. Nie można mówić tu o namiętności, raczej o ciekawości, delikatności, tajemnicy, współczuciu i bliskości. Uczuciach tak bardzo potrzebnych w dzisiejszym świecie. To właśnie wycisnęło ze mnie łzy. Śmiałam się razem ze Stevie i razem z nią płakałam. Nie pamiętam kiedy tak mocno utożsamiłam się z jakąś bohaterką. Książka wywołała we mnie skrajne emocje. Nie jest tylko głupiutką książeczką, dla mało wymagających nastolatków. Ma w sobie przesłanie. Dodam, że fantastyka to mój ulubiony gatunek i możecie sobie wyobrazić moją skromną osobę całą w skowronkach, z głupkowatym uśmiechem na twarzy. To książka o pokonywaniu własnych słabości - walce ze sobą, poświęceniu dla drugiego człowiek (bądź czymkolwiek jesteś, to nie ważne).

środa, 6 czerwca 2012

Zaczynam

Witajcie! Od dziś zamierzam prowadzić tego bloga z pełną świadomością zalet oraz wad blogowania. To brzmi jak ślubowanie...  W pewnym sensie obiecuje wam to, więc jakby ślubuję. Postanowiłam założyć tego bloga, bo kocham czytać. Można powiedzieć, że weszło mi to w nałóg, jak choćby jedzenie. Czytam kiedy mam tylko czas, bo na brak chęci nie narzekam. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że istnieje milion blogów o tej tematyce i sama zastanawiam się dlaczego mielibyście wybrać właśnie mojego... Ale w głębi duszy wierzę, że polubicie jego dziwną, trochę wkurzającą, aczkolwiek w sumie sympatyczną autorkę i czasem zostawicie jakiś nikły ślad swojej obecności. :) Zastanawiam się także nad prezentowaniem tu swojej twórczości, ale tą decyzje pozostawiam wam. Mam teraz 4 dni wolnego, więc najpewniej dodam parę recenzji książek, a może i filmów... Zobaczymy. Póki co nastawiajcie się na recenzje paru książek z cyklu "Dom Nocy". Miałam coś jeszcze napisać, ale jak to ja zwyczajnie zapomniałam. Jest już późno i chce mi się spać co nie sprzyja mojemu stylowi pisania. Zanim więc napiszę coś głupiego powiem jedynie "Dobranoc" i pełna nadziei (a nawet "nadzieji" jak by to napisał pewien Pan) na dobry start żegnam Was.